Robotnicy sztuki
Robotnicy sztuki

Robotnicy sztuki

Obraz

ID:
1690

Numer w cyklu:
5

Data:
Sierpień 1972

Technika:
akryl; płótno;olej

Wymiary:
146 cm x 114 cm

Opis:
Edward Dwurnik: To jest wspomnienie z czasu studiów - z pracowni litografii na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Przy prasie litograficznej stoi mój ówczesny przyjaciel Przemysław Kwiek; z numerem 123 namalowałem pana profesora Józefa Pakulskiego, na pierwszym planie jest kawałek twarzy jego asystenta Stefana Damskiego, a w głębi profesor Władysław Winiecki. Z tym obrazem wiąże się fajna anegdota, mianowicie kiedyś pożyczyłem od Kwieka lornetkę, którą z kolei on pożyczył od swojego sąsiada. Zapomniałem mu ją oddać. Po kilku latach Kwiek zobaczył u mnie ten obraz i lornetkę, którą mu namalowałem na szyi i przypomniał sobie, że ją mam. Okazało się, że ten sąsiad ciągle się o tę lornetkę dopominał, a Przemek nie pamiętał co się z nią stało. Wtedy mu ją oddałem. Pola Dwurnik: A skąd wziął się tytuł „Robotnicy sztuki“? E.D.: Bo my byliśmy taką nieformalną grupą, która po codziennych zajęciach na Akademii przychodziła do pracowni litografii. Pracowaliśmy jak w ogniu, odbijaliśmy grafiki jedna za drugą, zdarzało się nawet, że nie zdejmowaliśmy kamienia z prasy – od razu na prasie szlifowaliśmy, co jest niedozwolone. No więc nazywaliśmy się „robotnikami sztuki“bo pracowaliśmy intensywnie, jak prawdziwi robotnicy, godzina za godziną. Albo jak rolnicy. Może powinniśmy się nazywać „rolnicy sztuki“. P.D.: Te grafiki nie były związane ze studiami? E.D.: Nie. Do dzisiaj mam całe szuflady tych grafik. P.D.: Co na nich jest? E.D.: Różne tematy; sceny rodzajowe, portrety, min. Kwieka, życie Akademii, zdarzenia z miasta. Na przykład w marcu 1968 rysowałem walki na ulicach z udziałem jeźdźców na koniach na biegunach. Wiesz, do głowy by mi nie przyszło, żeby rysować milicjantów z pałami, jak napieprzają studentów. Ale i tak, gdy przyszedł Damski i to zobaczył, strasznie się wkurwił i kazał mi to szybko zabierać. On był w partii, nie lubiłem go. Niektóre z tych grafik są kolorowe, Pakulski pokazywał nam różne nowe techniki. P.D.: To prof. Pakulski był bardzo w porządku, skoro pozwalał wam wchodzić po godzinach do pracowni? E.D.: Był bardzo fajny, ciągle przymykał na coś oko, nawet gdy ja i Kwiek podwędziliśmy profesor Chrostowskiej papier do odbijania grafik. Prof. Chrostowska prowadziła pracownię akwaforty; od razu wtedy przyszła do Pakulskiego, domyślała się, że to my, ale on nas wybronił. Mogli nas z Akademii wyrzucić za tę kradzież! P.D.: A jakie Przemysław Kwiek robił grafiki? E.D.: O, Kwiek był bardzo nieszczęśliwy bo cały czas poszukiwał formy. Najczęściej wylewał na kamień jakiś tusz, trochę go przecierał na mokro, potem na sucho i znów na morko. Bardzo długo preparował każdy kamień. Mówił, że generuje przypadek. P.D.: Ale dlaczego właściwie tak bardzo lubiliście litografię? E.D.: Bo to była bardzo łatwa i efektowna technika. Na tych pięknych, doskonale wyszlifowanych kamieniach granitowych fantastycznie się rysowało – piórkiem, tłustą kredką... P.D.: A kobiety, studentki też przychodziły odbijać grafiki po godzinach? E.D.: Oczywiście, głównie znajome, szybko się zarażały naszym entuzjazmem, np. Moja Teresa przychodziła z Wydziału Rzeźby, czy różne studentki, które musiały po prostu zaliczyć zajęcia z grafiki. Przychodzili też starsi studenci i absolwenci. P.D.: Gdzie dokładnie mieściło się to pomieszczenie? E.D.: W lewym skrzydle ASP, w oficynie. Tam zawsze tak słodko pachniało kredkami litograficznymi…

Rodzaj właścicela:
Kolekcja prywatna

Tagi:
sztuka;mężczyzna;Polacy